piątek, 13 marca 2015

Najpolskie z polskich czyli PIEROGI nie tradycyjne w trzech wersjach


Polska to pierogi! Niby są też na Litwie, Rosji, Białorusi, Ukrainie, Chinach i Japonii oraz we Włoszech, ale to my jesteśmy z nimi kojarzeni. I na pewno nie jest to powód do wstydu, bo z pierogów możemy być dumni. U mnie w domu na święta zawsze robimy pierogi z kapustą i grzybami, latem z owocami, przez cały rok ruskie z boczkiem, cebulą i pietruszką. Ogólnie do pierogów można włożyć wszystko.

Do robienia pierogów zabierałam się od kilku dni, ale jakoś nie było czasu. Dzisiaj się zmotywowałam i oto przedstawiam trzy wersje pierogów.




Zacznijmy od farszu, a właściwie trzech farszów.

MIĘSNY:
ugotowane mięso z kurczaka [została mi ze skrzydełek, nie polecam piersi bo jest za sucha]
pieczarki
cebula
sól, pieprz

KAPUŚCIANO - POMIDOROWY:
1/4 kapusty pekinki
cebula
fasola szparagowa
przecier pomidorowy
słonina

ZIARNISTY:
soczewica
groszek zielony
cebula
por


A teraz po kolei co i jak. Wszystkie farsze robiłam równocześnie więc tak też będę to opisywała. Let's start!



Pierwsze co robię, to zagotowanie wody w garnku i wrzucenie jednej paczki soczewicy. Gotuję według przepisu na opakowaniu - solę wodę  i od momentu wrzenia gotuję 20 minut. Równocześnie rozgrzewam patelnię i podsmażam na niej słoninę. Nie za mocno, na ładny złoty kolor. 
Równocześnie kroję kapustę. Najpierw rozkrawam wzdłuż na 4 części, a potem w paski około 2 centymetrowej szerokości.




Kolejny etap to podsmażenie kapusty. Do garnka wlewam na dno odrobinę oliwy i rozgrzewam ją. Wrzucam posiekaną kapustę i szybko mieszam. Garnek przykrywam. Co chwilę mieszam kapustę, żeby się nie przypaliła, dzięki temu puści trochę wody i stanie się miękka. Zmniejszy także objętość, tak około o połowę, albo nawet 3/4. W tym czasie spokojnie dochodzi sobie soczewica, a skwarki nabierają apetycznego rumianego koloru.







Teraz pora pokroić fasolkę szparagową. Jak już kiedyś wspominałam, ja mam swoją. Wiosną została zasiana przy płocie, całe lato pięknie się pięła się ku górze i przez 2 miesiące miałam jej pod dostatkiem. Dzięki temu dzisiaj co jakiś czas wyjmuje ją z zamrażalnika i mam odrobinę lata w środku zimy (albo na początku wiosny). Posiekaną fasolkę dorzucam do kapusty i razem gotuję.







W czasie gdy kapusta i fasola się gotują, zdejmuję z ognia zarówno soczewicę (którą oczywiście odcedzam) jak i słoninę, a właściwie to już skwarki. Ich miejsce zajmują pieczarki - posiekane byle jak, oraz cebula pokrojona w dość grubą kostkę. Jedno i drugie podsmażam. Cebula nie może być czarna! bo farsz zrobi się od niej gorzki. A tak w ogóle to jako tłuszcz do smażenia użyłam tego co wytopiło się ze słoniny.
Naturalnie, jeżeli ktoś chce zrobić pierogi w wersji wegetariańskiej to nie używa w ogóle słoniny, a na patelnię wlewa olej lub oliwę.




Teraz pora do dać do kapusty z fasolą 1/3 podsmażonej cebuli i przecier pomidorowy. Ja mam taki domowej roboty, który ma dość płynną konsystencję. Wlałam go mniej więcej 300 - 400 ml (większy słoik od dżemu). Większość pewnie nie ma takiego przecieru (a polecam zrobić - nic trudnego, a otwarty zimą jest wprost niesamowity jako baza do sosów i zup), zamiast niego proponuję dodać sok pomidorowy i odrobinę normalnego przecieru ze sklepu.  Na drugiej patelni smażę pora - tylko trochę, żeby stracił "surowy" smak.



Teraz można skończyć farsz ziarnisty. Do miski wrzucam: soczewicę, około szklanki groszku (świeży, mrożony z marketu, raczej nie z puszki), 1/3 smażonej cebuli oraz pora. Delikatnie mieszam, żeby nie porozwalać groszku. Dodaję trochę bułki tartej, żeby połączyła wszystko w konsystencji farszu.






W robra kuchennego z zamontowanym nożami wrzucam mięso, 1/3 smażonej cebuli i pieczarki. Dodaję trochę tłuszczu ze skwarek, dzięki temu pierogi nie będą "suche" w środku. Masa ma być bardzo drobno pocięta, praktycznie zmielona. I oto skończyłam farsz mięsny.





W ten sposób mam już wszystkie farsze. Od lewej: ziarnisty, kapuściany (jak już odparuję trochę przecier, po prostu zdejmuję go z ognia i studzę) oraz mięsny.

Zaczynam etap ciasta! Do miski wsypuję mąkę (3/4 kilograma), miałam żółtka więc je dałam. Dolewam gorącą wodę, nie wrzątek ale bardzo ciepłą. Wszytko szybko zarabiam na jednolita elastyczną masę. Odkrawam 1/4 kuli i rozwałkowuję na bardzo cienki placek. To ciasto które zostaje w misce przykrywam, żeby się nie zeschło.



Z rozwałkowanego ciast wycinam koła. Można to robić szklanką. Ja mam taki wihajster, co i wycina i skleja pierogi. Placek biorę w rękę, na środek nakładam farsz i sklejam brzegi. Można sobie robić falbanki, wzorki, jak kto lubi. Jeżeli ciasto nie chciało by się kleić, to można przejechać brzegi letnią wodą i po problemie.



Pierogi wrzucam do osolonego wrzątku (dodaję trochę oleju, po wyjęciu pierogi nie będą się kleić). Po wrzuceniu trzeba je ruszyć od dna, najlepiej drewniana łyżką, uważając żeby ich nie uszkodzić. Od momentu wypłynięcia gotuje je jeszcze 5 minut, wyciągam łyżką cedzakową i voilà mam gotowy obiad!
A to już po jednym pierogu ze wszystkich rodzajów już po ugotowaniu. Smacznego!


P.S. Nie mam  w zwyczaju gotować w rękawiczkach, ale miałam pomalowane paznokcie i bałam się, żeby mi lakier nie odprysnął podczas wyrabiania cista :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz